wtorek, 6 stycznia 2015

Uzależnienie od jedzenia



„Mały Książę zapytał pijaka: Dlaczego pijesz? Żeby zapomnieć - odpowiedział pijak. Zapomnieć o czym? - spytał ponownie Książę. Zapomnieć o tym, że się wstydzę - odpowiedział pijak. A czego się wstydzisz? - zapytał znowu Mały Książę. . . . że piję! - odparł pijak”  
„Mały książę” Antoine de Saint-Exupéry

Czy można być uzależnionym od jedzenia? Tutaj teorie są sprzeczne, choć sama uważam, ze tak. Sytuacja jest o tyle trudniejsza, że jedzenia nie można rzucić. Pożywienie i jego konsumpcja staje się dość fundamentalnym elementem naszego życia. Psychologowie uważają, że pożywienie może zastąpić każdą naszą potrzebę, ale po kolei.. Człowiek jest szczęściarzem, adaptuje się do trudnych warunków. Po okresie niepewności i niestałości zdobywanej żywności, nie tylko nauczył się magazynować energię na gorsze czasy w postaci tłuszczu. Nasz mózg nauczył się również jak żywieniem zrobić sobie dobrze, aby jego nie zawsze najbystrzejszy właściciel nie pogardził posiłkiem, kiedy to się pojawi. Spożywając pokarm, który nam smakuje (a sprowadza się to zazwyczaj do cukrów prostych i tłuszczu- najłatwiejszych do magazynowania, na trudniejsze chwile) nasz mózg, chcąc nas wynagrodzić za taką zdobycz podnosi produkcję dopaminy i już jest nam miło. Podobny mechanizm produkcji przyjemności pojawia się podczas seksu, miłych chwil przy drinku i innych, o których wspominać nie muszę. Fakt, może produkcja dopaminy bardziej przyspiesza przy seksie, ale ile razy dziennie człowiek pracujący może go uprawiać (w satysfakcjonujący sposób), a ile razy możemy jeść. Podobna sytuacja ma miejsce z alkoholem, owszem produkcja dopaminy jest większa, ale kto pije drinka zaraz po przebudzeniu? Podsumowując, mózg nakłania nas do przyjemności, a my jak to my, czym częściej tym lepiej. Problem pojawia się kiedy jedzenie wymyka nam się spod kontroli. Zaczynamy zachowywać się jak alkoholicy, ukrywamy się z naszym jedzeniem. Spożywamy posiłki w biegu, byle gdzie i byle jak. Nie widzimy ile zjedliśmy i jest nam łatwiej. W domu wykradamy się do kuchni, mając pewność, że nikt nas na tym nie przy przyłapie lub nocą, kiedy wszyscy domownicy już śpią. Chwila przyjemności przestaje być chwilą przyjemności, kiedy znów nie możemy na siebie patrzeć, bo przecież obiecaliśmy sobie, że już więcej tego nie zrobimy. Uczucie wstydu, pogardy dla siebie, złości, a wręcz nienawiści dla swojej słabości. Czym prędzej chcemy wyrzucić z siebie i zbędne kalorie i złość na siebie. Uciekamy w ćwiczenia, prowokujemy wymioty, czy kolejną awanturę domową, Aby tylko pozbyć się emocji i posiłku. Lub znów jemy, aby zagłuszyć w sobie tę pustkę, ból, te przykre emocje. Trudno mi nie dopatrzyć się tutaj analogii do uzależnień, które wymykają się spod naszej kontroli i zaczynają rządzić naszym życiem. 

Przeciwnicy używania formy „uzależnieni od jedzenie” proponują raczej określenia typu, kompulsywne jedzenie, czy pragnienie pożądanego jedzenia przez jednostkę. Zakładają oni, że owo pragnienie zostaje wykształcone w skutek uwarunkowań kulturowych jednostki. Czyli jednostka wciąż pragnie czekolady, ponieważ społeczeństwo nakłania ją, aby ograniczała jej spożywanie. Ciężko mi się z tym zgodzić, owszem zakazany owoc smakuje lepiej, ale czy mając kulturowo wykształconą normę „nie kradnij” skupiamy całą energię na tym aby coś komuś zajumać? 

Nie kupuję tego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz