Minęły wakacje.
Komu jak komu, ale mi stanowczo za szybko i za burzliwie. Ech…. ale za to z
głową pełną wspomnień, także tych, których ujawniać się nie powinno, aby nie
stać się banitą. Aby nie zostać posądzonym o hipokryzję i sprzeniewierzenie najwyższych
etosów i zasad żywieniowców. W gruncie rzeczy
zdarzyło się kiedyś tak, że pewnego pięknego lipcowego dnia spotkałam się z
starym dobrym przyjacielem (który
notabene grzeszy w każdy możliwy dla żywieniowca sposób, co więcej ani on ani
jego organizm zbyt wiele nie robią sobie z moich ciągłych lamentów czy zaklinań
typu „kiedyś zobaczysz”). I ów właśnie, dogłębnie zdemoralizowany colą, chipsami
i słodyczami typ zaproponował zrobienie na obiad gołąbków. Moja fantazja
właśnie rozpłynęła się pomiędzy zielone liście kapusty, szum grubej kaszy i kruchość delikatnych
mięs. Mój wewnętrzny kalkulator szybciutko przygotował listę wartości
odżywczych wspomnianych gołąbków. Zgodziłam się bez zastanowienia. A chwilę później
maszerowaliśmy już w pochodzie zakupowym.
„Poproszę
kawałek słoniny.” Czuję jak moje żyły
zaciskają się same w sobie, a mój cholesterol zaczyna wygrywać marsza
żałobnego. Nasycone tłuszcze przejęły
już całkiem dowodzenie nad moim układem krwionośnym, i nerwowym i sercem.
Jeszcze jeden skurcz ostatnie tchnienie i jak nic padnę tutaj przed ladą. „Jaka,
kurcze słonina???” Złe moce najwyraźniej
zataczały już swoje łapy nade mną i nad moimi wymarzonymi gołąbkami.
„Musi być i
kropka.” Tyle w roli wyjaśnień. A potem
się stało. Zjadłam je, a smak tak przyjemnie rozchodził się w moich ustach, aż
w końcu trafił w sam mózg, ośrodek wspomnień mój osobisty i odnalazł tamte
słoninowe wspomnienia kuchni babcinej, i mojej wtedy beztroski lat dziecięcych.
I przysięgam, że pogryzłabym gdyby ktoś chciał mi je odebrać. Ech chyba nawet
dziecku bym nie oddała, na szczęście i córa uwiedziona smakiem nie podnosiła
głowy z nad talerza.
Przeżyłam,
moje serce również. Jedynie teraz wzdycham za tamtym (bądź co bądź „nie
poprawnym politycznie”) smakiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz