poniedziałek, 23 marca 2015

Brzemię jedzenia




Zastanawiacie się pewnie co mnie ugryzło, że uznałam, iż jedzenie jest brzemieniem. Osobiście traktuję jedzenie jak przyjemność, sprawianą sobie i najbliższym. Jednak i ja się chowałam pod brzemieniowym jedzeniem. Dlaczego? Bo i mnie wychowywano w myśl zasady „jedzenia się nie wyrzuca”, „dzieci w Afryce głodują”, „oddaje się tylko puste talerze” i „na imieninach u babci trzeba jeść, żeby babci przykro nie było, bo się napracowała”. I wszystko to słuszna słuszność jest, ale… Po pierwsze: „jedzenia się nie wyrzuca”. Kiedyś na wykładach, mądra kobieta powiedziała : „W czym żołądek jest gorszy od śmietnika”. I rzeczywiście wyrzucanie jedzenia w czasach, w których o żywność było ciężko, czy też była racjonowana było karygodne, zaś  przywiązanie szacunku do pożywienia było mocno uzasadnione. Nigdy nie było wiadomo, kiedy zje się ponownie. Jedzenia, zaś nie było na tyle, aby całkowicie nasycić nasz głód. Kto wtedy ośmieliłby się wyrzucić jedzenie. Maruderzy skazywali się na głód. A trud z jakim zdobywano jedzenie, wymagał pełnego doń szacunku. Z czasem szacunek ten obrósł w ideologię darów od stwórcy, a jak wiadomo prezentów się nie odmawia. Za prezenty się dziękuje i sumiennie je przyjmuje. Dziś,  w czasie ogólnego dostępu do jedzenia, takie podejście staje się dla nas zabójcze. Jemy, aby zjeść wszystko, bo tak nas wychowano, nie pozwalając sobie na rozumienie sygnałów z własnego ciała, o osiągnięciu sytości, a nawet przejedzeniu. Niestety, znając te błędy, nadal tak chowamy swoje dzieci. Nie pozwalamy im odejść od stołu do póki wszystko z talerza nie zniknie. Za nic mamy ich poczucie sytości, co w konsekwencji doprowadzi je do zatracenia umiejętności odczytywania sygnałów sytości płynących z ciała. Co z kolei prowadzi prościutko do nadwagi. To jeszcze nic. W myśl tej zasady, niektóre gospodynie domowe, wykorzystują wysoce wątpliwe, nadgryzione zębem czasu produkty spożywcze. Wypierając skutecznie, możliwe działania szkodliwe takich produktów. A przecież, termin ważności nie spełnia jedynie ozdobnej funkcji na opakowaniu produktów. Więc „W czym gorszy jest żołądek od śmietnika”?
Drugi proces wychowawczy „Dzieci w Afryce głodują”. Fakt, na pewno poszerza wiedzę dziecka, zupełnie potwierdzoną naukowo, bo przecież w Afryce jest głód. Tylko jakie to ma odniesienie do naszego talerza? Jak przygarnął mojemu przyjacielowi jego znajomy „Dzieci w Afryce nie poczują się lepiej, tylko dlatego, że wepchasz w siebie to czego zjeść już nie możesz”. Święta racja, zamiast katować się, wmuszając w siebie, jedzenie, którego pochłonąć już nie możemy, lepiej końcówką bułki pokarmić ptaki, a chcąc pomóc dzieciom w Afryce lepiej  znaleźć jakąś akcję pomocy dla tych dzieci.
Pozostają jeszcze imieniny babci. Problem ma kilka aspektów, po pierwsze babcia rzeczywiście się napracowała. Po drugie jak znam babcine skłonności piekły i gotowały nasze ulubione potrawy, bo jak mawia moja teściowa „Babcie są po to, żeby rozpieszczać” . W tej sytuacji ciężko nie zjeść tego co babcia przygotowała. Jednak i na to są metody. Po pierwsze zjedz, żeby babci było miło, pochwal podziękuj, uciesz się na widok swoich ulubionych potraw. Po drugie: nigdy, ale to nigdy nie dopuść do sytuacji, w której babcia nakłada ci porcje na talerz. Miej na uwadze, że 99% babć uważa, że jej wnuki „źle wyglądają” więc trzeba je dokarmić. Po trzecie, obowiązkowe, posprzątaj ze stołu, pochowaj resztki do lodówki i umyj naczynia. Niech babcia odpocznie i kusiciele znikną z zasięgu twoich oczu. Po czwarte, jeśli wiesz, że kolację zjesz u babci, zafunduj sobie bardzo lekki obiad :)
Pozostaje zasada „oddawania pustych talerzy”, ona wymaga trochę czasu. Na pewno będziesz oddawać puste talerze, jeśli będziesz mniej gotowała. Ugotuj tyle, aby zaspokoić swój głód. Pilnuj, aby w garach nie zostały resztki, bo jak nic widelec, wcześniej czy później tam zawędruje :)

środa, 21 stycznia 2015

Odchudzanie to nie tylko dieta



Stosując diety, suplementację czy nawet wprowadzając ruch do swojego życia staramy się zmienić swoje ciało, aby bardziej odpowiadało ono naszym oczekiwaniom. Niestety zazwyczaj to nie wystarcza. Zazwyczaj nasze jedzenie, nasz sposób jedzenia, nasze zwyczaje żywieniowe są zarówno przyczyną kolejnych problemów zdrowotnych, jak i (albo przede wszystkim) objawem.  Nasz sposób jedzenia kształtuje się od dzieciństwa, często staje się odpowiedzią na targające nami emocje. Staje się lekarstwem na samotność, porzucenie, poczucie niepewności. Jedzenie spełnia w naszym życiu bardzo wiele ról, wpływa nie tylko na nasze samopoczucie, ale i na to jak postrzegamy samych siebie, na nasze życie towarzyskie. Jedzenie jest z nami na każdym kroku. Stosując diety, często nie zauważamy, że jedzenie jest tylko objawem naszych bolączek. Traktujemy swoje ciało z niechęcią, bo chcielibyśmy aby wyglądało inaczej, nie potrafimy się już wsłuchiwać w jego potrzeby, aby móc dostarczyć mu odpowiedniej ilości energii. Dietę traktujemy jak karę. Chcemy ukarać siebie samych za brak subordynacji i rozpasanie. Traktując się z taką niechęcią mamy nikłe szanse na redukcję wagi, a jeszcze mniejsze na jej utrzymanie. Gdyż przez stosowanie diet i odrzucanie swoich potrzeb nie pozwalamy sobie na poznanie prawdziwej przyczyny naszych kłopotów z jedzeniem. Nadmierne jedzenie najczęściej jest objawem, w którym nasze ciało woła do nas: „Proszę, wysłuchaj mnie”. My zaś w odpowiedzi jeszcze mocniej kneblujemy je i nie pozwolimy nic powiedzieć. Podstawą skutecznego schudnięcia, jest przede wszystkim zrozumienie potrzeb swojego organizmu, a wtedy zmiana żywienia pojawi się sama. Zaś utrzymanie racjonalnej diety i odpowiedniej wagi, jest konieczne dla zdrowia. 

 

czwartek, 8 stycznia 2015

Pić czy jeść, oto jest pytanie.



Pozostając nadal w tematach uzależnień, dziś wywołamy na tapetę picie i jego wpływ na jedzenie.  Alkohol jak i jedzenie występują naturalnie w przyrodzie, innymi słowy można i jedzenie i alkohol zostały nam ofiarowane w darze, czy bożym czy od samej matki natury, to już wg uznania czytelnika.  Jedno jest pewne, że całe wieki czy tysiąclecia, alkohol towarzyszył posiłkom i posiłki alkoholowi. I nie do końca pewne jest czy pito, aby poprawić trawienie pożywienia, czy jedzono, aby alkohol lepiej się trawił.  Fakt faktem od imprez sokratejskich, przez ostatnią wieczerzę do ostatniego sylwestra alkohol był świadkiem ważnych momentów, w życiu jednostek, narodów, czy kształtowania się cywilizacji.  Zamiłowanie do alkoholu nie zanika, choć w skutek rozwoju naszych możliwości (i naszej pomysłowość) zmienia się zawartość procentowa alkoholu w alkoholu.  Coraz częściej sięgamy po niego pogubieni w życiu. Człowiek współczesny pije, nie tylko z okazji uczty, spotkań towarzyskich, ale również po to, aby zapomnieć, aby dodać sobie animuszu, aby móc stawić czoła znajomym.
A jaka jest obecnie relacja jedzenia i picia- wzajemnie zależna i nie tylko. Przede wszystkim alkohol wzmaga nasz apetyt. Wiele osób na trzeźwo starających się kontrolować ilość spożywanych kalorii w ciągu dnia, wieczorem po lampce wina (albo kilku), zaczyna pałać niezmierną miłością do lodówki. Na szczęście ta ostatnia ma w sobie wiele taktu i nie rozpowiada o nocnych romansach. Alkohol wzmaga nasz apetyt, ogranicza logiczne myślenie i napędza system myślenia „a co mi tam”. Z drugiej strony gro osób dostarcza sobie pustych (alkoholowych ) kalorii, aby te inne lepiej się trawiły. Pojawia się także nowy trend, tzw „picie ekonomiczne”. Osoby pijące tym systemem, celowo głodzą się cały dzień, aby alkohol mocniej zadziałał i kop był lepszy. W tej dziedzinie najlepszymi efektami cieszą się późni adolescenci i studenci.  Istnieje też inne oblicze zależności żarłoczno-alkoholowej, w moim mniemaniu prężnie rozwijające się wśród kobiet, szczególnie tych, co to chcą udowodnić, że nie tylko do garów się nadają. Myślę tutaj o strategii ograniczania kaloryczności posiłków przez cały dzień, aby mieć margines na alkohol. Tak aby w ostatecznym rozrachunku zmieścić się z założonej na dzień ilości kalorii. Piękne kobiety kontrolujące swoje życie,  o masakrycznych niedoborach witamin i mikroelementów i marskości wątroby. Na wypatrzone relacje alkoholu z jedzeniem najbardziej narażone są kobiety. To one zawsze muszą być piękne, uśmiechnięte oraz doskonale zorganizowane,  dla wielu z nich tylko drink wieczorny pozwala na niezwariowanie. 


wtorek, 6 stycznia 2015

Uzależnienie od jedzenia



„Mały Książę zapytał pijaka: Dlaczego pijesz? Żeby zapomnieć - odpowiedział pijak. Zapomnieć o czym? - spytał ponownie Książę. Zapomnieć o tym, że się wstydzę - odpowiedział pijak. A czego się wstydzisz? - zapytał znowu Mały Książę. . . . że piję! - odparł pijak”  
„Mały książę” Antoine de Saint-Exupéry

Czy można być uzależnionym od jedzenia? Tutaj teorie są sprzeczne, choć sama uważam, ze tak. Sytuacja jest o tyle trudniejsza, że jedzenia nie można rzucić. Pożywienie i jego konsumpcja staje się dość fundamentalnym elementem naszego życia. Psychologowie uważają, że pożywienie może zastąpić każdą naszą potrzebę, ale po kolei.. Człowiek jest szczęściarzem, adaptuje się do trudnych warunków. Po okresie niepewności i niestałości zdobywanej żywności, nie tylko nauczył się magazynować energię na gorsze czasy w postaci tłuszczu. Nasz mózg nauczył się również jak żywieniem zrobić sobie dobrze, aby jego nie zawsze najbystrzejszy właściciel nie pogardził posiłkiem, kiedy to się pojawi. Spożywając pokarm, który nam smakuje (a sprowadza się to zazwyczaj do cukrów prostych i tłuszczu- najłatwiejszych do magazynowania, na trudniejsze chwile) nasz mózg, chcąc nas wynagrodzić za taką zdobycz podnosi produkcję dopaminy i już jest nam miło. Podobny mechanizm produkcji przyjemności pojawia się podczas seksu, miłych chwil przy drinku i innych, o których wspominać nie muszę. Fakt, może produkcja dopaminy bardziej przyspiesza przy seksie, ale ile razy dziennie człowiek pracujący może go uprawiać (w satysfakcjonujący sposób), a ile razy możemy jeść. Podobna sytuacja ma miejsce z alkoholem, owszem produkcja dopaminy jest większa, ale kto pije drinka zaraz po przebudzeniu? Podsumowując, mózg nakłania nas do przyjemności, a my jak to my, czym częściej tym lepiej. Problem pojawia się kiedy jedzenie wymyka nam się spod kontroli. Zaczynamy zachowywać się jak alkoholicy, ukrywamy się z naszym jedzeniem. Spożywamy posiłki w biegu, byle gdzie i byle jak. Nie widzimy ile zjedliśmy i jest nam łatwiej. W domu wykradamy się do kuchni, mając pewność, że nikt nas na tym nie przy przyłapie lub nocą, kiedy wszyscy domownicy już śpią. Chwila przyjemności przestaje być chwilą przyjemności, kiedy znów nie możemy na siebie patrzeć, bo przecież obiecaliśmy sobie, że już więcej tego nie zrobimy. Uczucie wstydu, pogardy dla siebie, złości, a wręcz nienawiści dla swojej słabości. Czym prędzej chcemy wyrzucić z siebie i zbędne kalorie i złość na siebie. Uciekamy w ćwiczenia, prowokujemy wymioty, czy kolejną awanturę domową, Aby tylko pozbyć się emocji i posiłku. Lub znów jemy, aby zagłuszyć w sobie tę pustkę, ból, te przykre emocje. Trudno mi nie dopatrzyć się tutaj analogii do uzależnień, które wymykają się spod naszej kontroli i zaczynają rządzić naszym życiem. 

Przeciwnicy używania formy „uzależnieni od jedzenie” proponują raczej określenia typu, kompulsywne jedzenie, czy pragnienie pożądanego jedzenia przez jednostkę. Zakładają oni, że owo pragnienie zostaje wykształcone w skutek uwarunkowań kulturowych jednostki. Czyli jednostka wciąż pragnie czekolady, ponieważ społeczeństwo nakłania ją, aby ograniczała jej spożywanie. Ciężko mi się z tym zgodzić, owszem zakazany owoc smakuje lepiej, ale czy mając kulturowo wykształconą normę „nie kradnij” skupiamy całą energię na tym aby coś komuś zajumać? 

Nie kupuję tego.



środa, 24 grudnia 2014

Świątecznie i poświątecznie o miłości własnej



Dla dbających o linię nadchodzi ciężki czas świątecznego stołu. Sytuację drastycznie pogarsza fakt, iż za tydzień znów chcemy wyglądać szałowo z okazji Sylwestra. Kończąc świąteczny maraton, często z pogardą patrzymy na wagę, bezlitośnie wykazującej nam nasze świąteczne grzeszki. Potem rozpoczyna się ciąg złości na siebie, obniżonej samooceny i narastającej niechęci w stosunku do siebie i własnego ciała. Bo znów dałam się uwieść przyjemności wspólnego stołu… Dlaczego przygotowując kolację wigilijną, doprawiając potrawy miłością i czułością dla najbliższych sami nie możemy mieć dla siebie owych uczuć. Czasem chęć odchudzania, czy dbania o własną sylwetkę przysłania nam co najważniejsze. Ja mawiał Fromm tylko kochając siebie możemy dać tę miłość innym, tylko akceptując siebie, możemy w pełni zaakceptować drugiego człowieka, tylko szanując siebie, możemy obdarzyć szacunkiem bliźnich, bo nie możemy dać niczego czego sami nie mamy. Tak więc czas, abyśmy zaczęli się kochać, bo paradoksalnie tylko kochając siebie możemy się zmieniać. Jeśli nasze ciało przestani być areną walki, przestaniemy się również nagradzać i karać jedzeniem. Kto z nas nie zna najlepszych pocieszycieli batonów, pizzy i in. I kto z nas nie zajadał, myśląc o sobie „Jesteś gruba i tak ci już nic nie pomoże”. Czas z tym skończyć.  Pokochajmy siebie tak jak chcemy kochać innych, a wtedy Święta nabiorą prawdziwej radości wspólnej kolacji wigilijnej.
Życzę wszystkim spokojnych, szczęśliwych wesołych Świąt pełnych miłości, także tej zdrowej własnej.