Wiem, dziś każdy mi powie, że się nie
sprzedaje. Jest jednostką całkowicie
autonomiczną, pewną siebie, świadomą swoich zalet. Uparcie wierzymy w brednie
wpajane nam od dziecka „Nie ważne jak wyglądasz, to wnętrze się liczy”. Nie przeczę. Wnętrze jest ważne. Ech, na
pewno. Chyba dlatego tyle rozwodów i kiepsko funkcjonujących małżeństw. Dlatego
też tyle reklam społecznych o byciu tolerancyjnym. I na co to komu. Kiedy najważniejsze jest
pierwsze wrażenie. Nasz przyszły partner
najpierw musi nas zobaczyć. I ta selekcja wpłynie na to czy podejmie rozmowę
czy da nogę przy pierwszej nadarzającej się okazji. Nasz przyszły szef zanim
nas zatrudni i zapozna się z naszymi kompetencjami, również najpierw nas
zobaczy. I to co zobaczy zazwyczaj
będzie miało wpływ na naszą pozycje w pracy i interpretacje przez szefa naszych
możliwości , w końcu na jego opinię o nas jako o pracowniku. Stereotypy są i
będą. Stanowią bardzo ważną funkcję poznawczą (oszczędzają nasze zasoby).
Dopiero z mozołem musimy walczyć o to aby przebić się przez ich mur. Aby pokazać, że mimo iż Polak , nie zaczynam
dnia od setki. Mimo, ze Rumun nie okradam każdego. A propos tego jak silne są takie przekonania,
proszę sobie wyobrazić, iż mam serdeczną przyjaciółkę, półromkę, która była
kiedyś w bardzo udanym związku kilka miesięcy. W bardzo udanym, aż jej ówczesny
chłopak dowiedział się o jej pochodzeniu. Ile więc nas kosztuje nasze ciało,
obarczone dodatkowymi kilogramami. Na pewno sporo na leki, przeciwmiażdżycowe,
insulinę, na ciśnienie, wizyty i ortopedów, psychologów i onkologów. Do tego
mamy w pakiecie mniej płatną pracę bo przecież każdy wie, że osoba z nadwagą
jest: leniwa, pozbawiona kontroli, o
słabej woli, pobłażająca sobie, głupia, niekompetentna i brzydka (za Głębocka
i Szarzyńska „Stereotypy dotyczące osób otyłych”).
Więc
ile rzeczywiście kosztuje nasze ciało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz