Jako buntujący
się adolescent, takimiż też przypadkami otoczona po raz pierwszy usłyszałam
teorię, ż człowiek z swojej natury nie jest mięsożercą. W konsekwencji fakt ten
oraz mięsożerni rodzice, obiekt buntu i permanentnego sprzeciwu, spowodował, iż
większość moich znajomych „przerzuciła się” na dietę wegańską czy
wegetariańską. O komponowaniu tej diety
wiedzieliśmy dokładnie tyle, że trzeba jeść soję. Soja w każdej postaci przewijała
się przez talerze, gdyż w tamtej rzeczywistości najlepszym źródłem informacji
była koleżanka. Na szczęście (lub nieszczęście) okres fascynacji wega-sojowej mnie ominął. I na szczęście w tym
wieku nie umawia się na obiadki z kolegami. Więc ominęły mnie sojowe
eksperymenty głównie w postaci wątpliwej jakości kotletów sojowych. Dziś natomiast święcą swoje tryumfy dieta
alleluja, dieta paleo, jarskie oczyszczania organizmu. Zakładają one, że człowiek powinien odżywiać
się tak jak podane jest w biblii, opierając swoją dietę na produktach
roślinnych, Podają, iż postaci biblijne żyły ponad sto lat, o Noem nie wspominając
(900) i rekordziście Metuszelach, żyjącym 969 lat. A potem przyszedł potop,
rozwój ludzkości, cywilizacji przemysłu, antybiotyki, supermarkety i fast
foody. Innymi słowy kolejna po potopie zagłada ludzkości.
Tematu naszej
natury żywieniowej podjął się prof. T.Stefaniak. Z fascynacją czytałam jego
artykuł, choć musze przyznać, że profesor jest jak wódka, na czczo lepiej go
nie brać. Jest człowiekiem na tyle nieszablonowym, że przed zapoznaniem się z
nim warto już coś tam wiedzieć na temat żywienia. Profesor podaje bardzo
konkretne argumenty za tym, iż natura stworzyła nas drapieżnikami. Przede
wszystkim odwołuję się do budowy naszego
układu pokarmowego, który został pozbawiony enzymów pozwalających (jak krowie)
trawić trawę. Kolejnym argumentem jest nieumiejętność syntetyzowania przez nasz
organizm witB12 (mojej ulubionej J
), która choć potrzebna w minimalnych ilościach niezbędna jest do prawidłowego
funkcjonowania całego organizmu. Zaś jej głównymi źródłami są zwierzęta,
podobnie jak hemu (koniecznego przy zapobieganiu anemii). Natomiast jak
przystało na drapieżnika posiadamy enzymy trawienne elastazę i kolagenazę
potrzebną do trawienia tkanek zwierzęcych. Jako kolejny dowód podaje żywot
tasiemca, który chcąc zawładnąć naszym organizmem musiał wcześniej zamieszkać w
zwierzęciu i razem z jego mięsem zjadany mógł nadal rozwijać się w człowieku. Tak
wiec argumenty zostały dość jasno i mocno przedstawione.
Diabeł tkwi w
szczegółach, nie jest kwestią jeść czy nie jeść, ale ilość mięsa jedzonego i
jego jakość współcześnie. Stefaniak zakłada, iż mięso zdobyte przez naszych
przodków, było przede wszystkim chudsze. Nie mówiąc już o chemii, antybiotykach
i innych skażeniach mięsa. Za mięsem człowiek musiał się nabiegać, dziś samo
przychodzi do niego, razem z sprzedażą przez net. Ponad to Polacy przodują w
jedzeniu wieprzowiny. Dane podają, że przeciętny Polak zjada 42kg wieprzowiny
rocznie o innych mięsach nie wspominając. Jak napisał autor pewnego tekstu, z
którym spotkałam się zupełnie przypadkiem w poczekalni „ Jemy rocznie tyle
kotletów schabowych, że świnie, gdy ich prosięta są niegrzeczne, straszą je
Polakami”. Niestety nie zapadł mi w pamięć ani autor ani tytuł artykułu, ale z
tego miejsca serdecznie go pozdrawiam.