Rzecz będzie o
naszym ciele. Troszkę mi lżej na duszy, bo i panowie mają obecnie mocną presję
aby dbać o swój wygląd. Jednak to kobiety jak wykazuje Melosik, są bardziej
społecznie osaczone – to chyba najlepsze określenie istniejącego stanu rzeczy. Pisze
on, iż kobiety już od wczesnego dzieciństwa konstruują swą tożsamość poprzez
swój wygląd (swoje ciało). Kobieta nieustannie określana przez pryzmat swojego ciała, sama w końcu zaczyna traktować
swą tożsamość poprzez swoją fizyczność. B.Józefik sugeruje, że początki wagi
nadawanej ciału dostrzega się już u Platona, który zakłada, że istnieje gdzieś
świat idei, a ten tutejszy to tylko jego odbicie. Skoro więc doskonały świat
idei gdzieś istnieje, a my jesteśmy tylko jego marnym odbiciem, to mam
wrażenie, że ów świat idei Platona zamieszkał w mojej głowie (i wszelkich
znanych mi osób), a nasze ciało staje się tylko niedościgły marzeniem
dorównania ideom. Co gorsza widzimy równie silną rozbieżność pomiędzy ideami
innych osób. Tysiące lat, odrzucano nasze ciała, dążąc do niedościgłych ideałów.
Idealne stopy „niczym pąki lotosu”- jak mawiali chińscy koneserzy piękna, przyniosły
śmierć i cierpienie zastępom kobiet. Na szczęście nastał cud. Najprawdopodobniej
najbardziej niespodziewany z niespodziewanych. Przytłoczona uprzedmiotowieniem męskim,
kobieta jednak podniosła się. W latach 60 zrezygnowała z roli Matki
Rodzicielki, zaczynając lansować swój nowy obraz. Kobiety wolnej, wyzwolonej,
która nie potrzebowała ani piersi do karmienia, ani bioder aby porodzić kolejne
rzesze wojowników. Pojawiła się Twiggy. Od
tamtej pory piękne i wolne kobiety, katują się dietami, ćwiczeniami w dążeniu
do ideału. Nie ma już znaczenia możliwości fizyczne ich ciał. Ciało ma się
słuchać. Jeśli ciało się nie słucha znak, że jesteśmy zbyt leniwe,
niezorganizowane, głupie. Nasze ciało kształtuje poczucie naszej tożsamości. Z
badań wynika, że 75% kobiet uważa się za grube, z czego 25% ma nadwagę, a 30%
niedowagę. Tego chyba nawet nie warto komentować.
wtorek, 27 maja 2014
piątek, 16 maja 2014
Pizza czy geny
Spotykając się z osobami z nadwagą,
zazwyczaj swoją figurę tłumaczą czynnikami genetycznym. Opowiadają, że zawsze
były przy kości, tak jak ich rodzice i babki i hen hen przodkowie również.
Można by powiedzieć, że ktoś tam na górze w sposób złośliwy zaprogramował ich
na bycie pulchnymi jeszcze zanim zostali głównymi bohaterami swojego życia
płodowego. Trochę jak Bóg, który z góry rozdaje karty potępionych i zbawionych
i żadne nasze czyny nie są w stanie tego zmienić. Więc co to jest? Co z naszą
wolną wolą? Z drugiej strony co dzień natrafiam na złośliwe komentarze czy
ilustracje, przedstawiające osoby otyłe pałaszujące fast foody z dopiskiem „Geny
:)”.
No cóż, na pewno uczymy się jeść.
Uczymy się sposobu jedzenia. Uczymy się rozwiązywania problemów przez jedzenie,
jak w innych domach przy pomocy alkoholu czy awantur, ale czy to oznacza, że
każde dziecko z rodziny alkoholowej będzie alkoholikiem? Fakt jest faktem.
Badania wykazują niezbicie, że jeśli obydwoje rodziców było otyłych dziecko ma
80% szans na nadwagę, jeśli jedno z rodziców szanse maleją do 40%. Badano
również dzieci poddane adopcji i tutaj też pojawiła się zależność pomiędzy
otyłymi rodzicami (biologicznymi) a dziećmi (przebywającymi w rodzinach
adopcyjnych). Jednak nadal jest szansa. Osoby wywodzące się z rodzin gdzie
pojawiła się otyłość MOGĄ, ale nie muszą być również otyłe. Zakłada się, że 25%-40%
otyłości ma podłoże genetyczne. Tym bardziej chwała tym, którzy powiedzieli „NIE”.
Na pewno walka o siebie będzie trudniejsza, ale nie niemożliwa.
Dlatego więc szacun.
Subskrybuj:
Posty (Atom)