Opisywane przeze
mnie wyniki badań Bąk-Sosnowskiej wykazywały, że kobiety zazwyczaj zachowują
obraz swojego ciała z okresu w którym były zeń najbardziej usatysfakcjonowane.
Mamy więc tendencje do odejmowania sobie, w naszych fantazjach i wyobrażeniach
nie tylko kilku (kilkanastu) kilogramów, ale również kilka lat. Na pewno taki
mechanizm skutecznie chroni nasze samopoczucie. Równocześnie nie pozwalając na
obiektywne spostrzeganie swojej osoby, swojego ciała nie pozwala na
dostrzeżenie problemu. W efekcie kobiety otyłe mogą myśłeć o sobie jako o kobietach
o optymalnej figurze. Co w konsekwencji nie pozwoli na podjęcie działań prozdrowotnych. Innym
kierunkiem zaburzeń postrzegania własnego ciała są kobiety wygłodzone, nadal
odchudzające się. Starając się zrzucić wyimaginowane kilogramy. I może jeszcze
Nie byłoby problemu, gdyby nie inne wyniki badań….
Ostatnimi
czasy w moje ciekawskie ręce wpadło jedno z wydań „Endokrynologii otyłości”, w
której umieszczono wyniki badań nad sposobami radzenia sobie osób otyłych. Wykazano,
że niezależnie od wieku, płci czy ilości dodatkowych kilogramów preferowanym
stylem radzenia sobie, był styl
skoncentrowany na unikaniu. Co oznacza , że skutecznie udaje nam się nie
myśleć o naszej nadwadze. Cały zestaw mechanizmów
i zaprzeczeń idzie nam w tym na rękę. Myślę, że właśnie w tych „figlach ochronnych”
naszych mózgów możemy upatrywać się podstaw naszych klęsk w odchudzaniu. Postrzegając
siebie jako ideał sprzed 10 kilo, udając, że problemu nie ma, możemy na pewno cieszyć
się spotkaniem w pizzerii czy kolejnym ciastkiem. Jednak czy nie warto,
przyjrzeć się uważniej naszym ciałom. W końcu to jak długo będziemy się mogli
nim cieszyć zależy tylko od nas.