piątek, 27 września 2013

Pomiędzy czekoladą a śledziem



Wraz z nadejściem pierwszych słot, chłodnych i deszczowych wieczorów rozpoczynamy odświętne kolacje z okazji nadejścia jesieni. Kolacje przekraczające niejednokrotnie wystawność wigilii czy śniadania wielkanocnego. Kolacje określane w czasie jako niekończąca się historia, rozpoczęta po powrocie z pracy, kończąca się wraz z opanowaniem naszego mózgu przez melatoninę, kiedy to ostatnimi resztami świadomości (a może już nie) przełykamy ostatni kęs pokolacyjnego batonika.
Nie powinniśmy widzieć w tym nic złego. W końcu organizm potrzebuję trochę więcej energii na ogrzanie, tylko czy na pewno powinien co dzień szykować się na kolejne siedem chudych lat?
Co więc rozpala naszą miłość do lodówki w te długie chłodne wieczory? Czy na pewno te wieczory są aż tak chłodne, czy tylko szukamy kolejnych pretekstów aby prowadzić osiadły tryb życia? To nie zimno i deszcz wytyczają naszą trasę lodówka –TV, ale nuda. Naturalna tendencja do oszczędzania energii nie pozwala nam przemierzyć kolejnego, zbędnego kroku. Nie śmiem więc namawiać nikogo do joggingu w jesienne czy zimowe wieczory, jednak, która z nas w doborowym towarzystwie myślała o jedzeniu. W odpowiednim towarzystwie, przy odpowiednich działaniach wizja siedmiu chudych lat to pikuś, bez jedzenia przetrwamy nawet więcej. Jeśli więc nasze domowo -doborowe towarzystwo również nastawione jest na oszczędzanie energii, zawsze możemy skorzystać z równie naturalnej potrzeby znajomości najbliższego terenu i spędzić wieczór na wymianie plotek z przyjaciółkami. Spacer, ruch, zdobyte nowe informacje i czasowa separacja z lodówką, same plusy.

 Tak więc rozkosznych ploteczek życzę, dla zdrowia.                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz