Każda matka, która choć troszkę
interesuję się wychowanie swojego dziecka wie, jak szkodliwy w diecie jej
pociechy jest cukier. Każdy świeżo upieczony tatuś chce, aby jego dziecko rosło
w siłę, było duże i zdrowe. Młodzi
rodzice z każdej strony bombardowani są informacją o konieczności rzucenia
cukru. Każdy rodzic chce dbać o dietę swojego dziecka. Ale ja tu zerwać z tak
okropnym nałogiem skoro dzieci już od niemowlęctwa preferują smak słodki? O tym
wie przecież każdy lekarz, każda babcia i ciocia, sąsiadka i pani ze sklepu.
I rodzi się
dziecko, szczęśliwa matka, która może karmić piersią. Nikt nie zaprzecza
szczególnym walorom jakie ma karmienie naturalne. Zresztą mama, zmęczona mama,
krzątająca się pomiędzy swoim maleństwem, a najlepszym wypadku mężem, nie
wspominając o reszcie rodziny przetaczającej się przez dom by podziwiać nowonarodzonego,
zmęczona, słysząc płacz dziecka, czy choćby pojękiwanie szybko przykłada je do
piersi. Mama nie ma sił zastanawiać się czy dziecko jest głodne czy może tylko
się nudzi, a może coś je drażni. Dziecko czuje obecność matki, jej ciepło, znów
ma poczucie bezpieczeństwa i intymności z tą tak ważną osobą, przy
akompaniamencie słodyczy mleka. Czy słodycz mleka i ciepło matki naprawdę jest
odpowiedzią na głód, czy na nudę czy rozdrażnienie przestaje mieć znaczenie. Wtedy
zaliczamy podstawowy kurs o nazwie „słodycze dobre na wszystko”. Z czasem
rozpoczynamy kolejny etap naszej edukacji. Coraz bardziej samodzielni, coraz
więksi coraz mniej skupiamy wokół siebie uwagi. Na szczęście przyjeżdżają
ciocie, babcie i wujkowie, a nawet na drodze naszego życia stają panie w
sklepach, które osładzają nam życie batonikami i ciasteczkami. Szybciutko
uczymy się, że zainteresowanie ze strony innych tak mile nas łechcących jest
tożsame z batonami, znów czujemy się kochani i zaopiekowani. W końcu stajemy na
własne nogi, zaczynamy naszą drogę ku przyszłości naznaczoną upadkami.
Większość z nich okupione bólem i krwią. Przestraszeni, obolali szukamy
schronienia w ramionach osób dla nas tak ważnych. I co tam znajdujemy? Batony,
cukierki, ciastka. Skutecznie zamykają nam usta i nie pozwalają na płacz. Nasze
poczucie bezpieczeństwa stałości ponownie staje się równoznaczne z słodyczami.
A potem wracamy do domu, gdzie mama stawia przed nami cieplutki obiad. A na
talerzu bliżej niezidentyfikowane warzywa. Dyskretnie podglądamy reakcję taty,
mamy jak ostrożnie manewrują po talerzu widelcem omijając podejrzane elementy.
Rodzice namawiają nas jednak wytrwale do zjedzenia surówki. Z czasem sytuacja
staje się coraz bardziej nerwowa. Namawiania coraz namolniejsze. W końcu
zostaje przetoczony ostateczny argument „jeśli zjemy warzywa dostaniemy deser”.
Teraz już rozumiemy, że i dla rodziców tak trudne jest zjedzenie surówki. Oni
wiedzą jakie wyzwanie niesie w sobie ten krok. Na szczęście po tym przeżyciu
możemy szybko odnaleźć zapomnienie w słodyczach.
W ciągu życia uczymy się, że słodycze to
troska, miłość, że słodycze zaspokoją każdą naszą emocję, potrzebę
bezpieczeństwa i nudę. Z czasem wykorzystamy tę wiedzę w stosunku z naszymi partnerami,
dziećmi, dziećmi znajomych, bo kto nie wymieniłby kostki czekolady za 15 minut
ciszy i spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz