piątek, 13 września 2013

Jak kształtować uzależnienie od słodyczy



         Każda matka, która choć troszkę interesuję się wychowanie swojego dziecka wie, jak szkodliwy w diecie jej pociechy jest cukier. Każdy świeżo upieczony tatuś chce, aby jego dziecko rosło w siłę, było duże i zdrowe.  Młodzi rodzice z każdej strony bombardowani są informacją o konieczności rzucenia cukru. Każdy rodzic chce dbać o dietę swojego dziecka. Ale ja tu zerwać z tak okropnym nałogiem skoro dzieci już od niemowlęctwa preferują smak słodki? O tym wie przecież każdy lekarz, każda babcia i ciocia, sąsiadka i pani ze sklepu.
I rodzi się dziecko, szczęśliwa matka, która może karmić piersią. Nikt nie zaprzecza szczególnym walorom jakie ma karmienie naturalne. Zresztą mama, zmęczona mama, krzątająca się pomiędzy swoim maleństwem, a najlepszym wypadku mężem, nie wspominając o reszcie rodziny przetaczającej się przez dom by podziwiać nowonarodzonego, zmęczona, słysząc płacz dziecka, czy choćby pojękiwanie szybko przykłada je do piersi. Mama nie ma sił zastanawiać się czy dziecko jest głodne czy może tylko się nudzi, a może coś je drażni. Dziecko czuje obecność matki, jej ciepło, znów ma poczucie bezpieczeństwa i intymności z tą tak ważną osobą, przy akompaniamencie słodyczy mleka. Czy słodycz mleka i ciepło matki naprawdę jest odpowiedzią na głód, czy na nudę czy rozdrażnienie przestaje mieć znaczenie. Wtedy zaliczamy podstawowy kurs o nazwie „słodycze dobre na wszystko”. Z czasem rozpoczynamy kolejny etap naszej edukacji. Coraz bardziej samodzielni, coraz więksi coraz mniej skupiamy wokół siebie uwagi. Na szczęście przyjeżdżają ciocie, babcie i wujkowie, a nawet na drodze naszego życia stają panie w sklepach, które osładzają nam życie batonikami i ciasteczkami. Szybciutko uczymy się, że zainteresowanie ze strony innych tak mile nas łechcących jest tożsame z batonami, znów czujemy się kochani i zaopiekowani. W końcu stajemy na własne nogi, zaczynamy naszą drogę ku przyszłości naznaczoną upadkami. Większość z nich okupione bólem i krwią. Przestraszeni, obolali szukamy schronienia w ramionach osób dla nas tak ważnych. I co tam znajdujemy? Batony, cukierki, ciastka. Skutecznie zamykają nam usta i nie pozwalają na płacz. Nasze poczucie bezpieczeństwa stałości ponownie staje się równoznaczne z słodyczami. A potem wracamy do domu, gdzie mama stawia przed nami cieplutki obiad. A na talerzu bliżej niezidentyfikowane warzywa. Dyskretnie podglądamy reakcję taty, mamy jak ostrożnie manewrują po talerzu widelcem omijając podejrzane elementy. Rodzice namawiają nas jednak wytrwale do zjedzenia surówki. Z czasem sytuacja staje się coraz bardziej nerwowa. Namawiania coraz namolniejsze. W końcu zostaje przetoczony ostateczny argument „jeśli zjemy warzywa dostaniemy deser”. Teraz już rozumiemy, że i dla rodziców tak trudne jest zjedzenie surówki. Oni wiedzą jakie wyzwanie niesie w sobie ten krok. Na szczęście po tym przeżyciu możemy szybko odnaleźć zapomnienie w słodyczach.
             W ciągu życia uczymy się, że słodycze to troska, miłość, że słodycze zaspokoją każdą naszą emocję, potrzebę bezpieczeństwa i nudę. Z czasem wykorzystamy tę wiedzę w stosunku z naszymi partnerami, dziećmi, dziećmi znajomych, bo kto nie wymieniłby kostki czekolady za 15 minut ciszy i spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz