niedziela, 15 września 2013

Lodówka na klucz, chipsy dla sąsiada, czyli strategie wojenne dla Moniki T-T



Tekst ten  dedykuje wszystkim matkom, żonom i kochankom coraz częściej skarżących się na coraz większe rozmiary ich pociech (małych i dużych). W trosce o utrzymanie naszego status quo, należy przedsięwziąć szereg drobnych kroczków skutecznie utrudniających mu coraz mocniejsze kształtowanie postawy misia, misiunia, misiaczka. Zakładam, że każda z nas wyszła za tego jednego i wyjątkowego dla niej mężczyznę, ale nie ma najmniejszego powodu,  aby udawać, że ten nasz wymarzony był tylko duchem i ideą niedoścignioną. Wyszłyśmy za tego gościa, na którego lubiłyśmy tak patrzeć rano po przebudzeniu, w którego ramiona tak lubiłyśmy się wtulać.  A teraz? Okazuję się, że nasze ramiona uległy drastycznemu skróceniu i nie obejmują już naszego misia. Nasz misiu urósł. Stało się. Tylko kiedy i gdzie tego nikt nie wie.
Jeśli chcemy zmienić stan rzeczy musimy przygotować dom strategicznie. Jak dowódca ustala przed bitwą lokalizacje poszczególnych oddziałów, tak my musimy ustalić lokalizację chipsów, ciastek i innych brzuchotwórców. Badania wykazują, iż usuwając przekąskę z zasięgu ręki jemy jej znacząco mniej. Najprostszym rozwiązaniem będzie wykorzystanie tych wyników. Usuńmy z domu wszelkie przekąski.
Pierwszym przystankiem naszego upadku staje się sklep. Coraz częściej sumiennie przygotowujemy karteczki, listy produktów, które mamy kupić wybierając się na zakupy. Rzadko kiedy na takich listach pojawiają się przekąski. Natomiast zazwyczaj w naszej głowie pojawia się twarde postanowienie trzymania się listy podczas zakupów. Jak to się dzieje, że pomimo to wychodzimy ze sklepów obładowani w produkty nikomu nie potrzebne? Zapewne jest to tajemna wiedza zgłębiona przez panów od marketingu, ale przecież nie jesteśmy bezwolnymi, bezmyślnymi stworzeniami. Racjonalnie rzecz ujmując nawet podczas nie możliwych do opanowania ataków zachcianek na słodycze, czy inne przekąski mamy ogromną szansę, że nasze lenistwo wygra z zachcianką. Pozostaniemy w domu a smaki jak się pojawiły tak miną, jeśli tylko inny przedmiot pożądania zawładnie naszą uwagą. W sytuacji dramatycznej jeśli nawet popędzimy do sklepu, to mamy szansę na zrzucenie choć jednego chipsa maszerując po niego i wracając ze zdobyczą do domu. Drogie żony, matki i kochanki jesteście w stanie przepędzić waszego wroga za drzwi jeśli tylko chcecie.
Kolejnym miejscem walki jest dom. Uczone jesteśmy od dziada pradziada pewnej usłużności wobec mężów i dzieci. Lubimy rozpieszczać osoby dla nas ważne, w ten sposób pokazywać im uczucia. Często wychowane w tradycyjnym domu, traktujemy naszych mężczyzn jak kaleki, nie potrafiące samodzielnie nawet nalać sobie wody do szklanki. „Kochająca” żona na pytanie: „Skarbie czy są w domu jakieś ciastka” biegnie do barku, artystycznie układa na talerzyku i przynosi swojemu mężczyźnie. Żona z fochem stwierdzi: „Nie wiem sprawdź sobie”, Kochanka poczeka, aż jej misiu przyniesie jej ciasteczka do łóżka J przykro mi drogie panie, ale wnioskować z tego można, że to kochanki najbardziej troszczą się o swoich mężczyzn, dlatego nawet po ślubie powinnyśmy nimi pozostawać. Pozwólmy naszym misiom, misiuniom biegać do sklepu po nasze zachcianki, rozpieszczać się w trosce o ich zdrowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz