Dlaczego moją pasją jest
jedzenie? Ponieważ tworzy moją historię, moją tożsamość rzadko będąc tylko i
wyłącznie odpowiedzią na głód.
Dzieciństwo
Moje pierwsze wspomnienie
z dzieciństwa. Z siostrą wylegujemy się
na starym kocu, promienie słońca, które przebijają się przez liście starej jabłonki tworzą migotliwe
wzory na kocu. Babcia przynosi nam usmażone kalafiory. Kalafiory z własnej
działki, pachnące, ociekające masłem, na którym były smażone, jeszcze parzące w
palce, w ten piękny letni dzień smakują wybornie. Od 30 lat szukam tego smaku,
ale nie ma już ani kalafiorów mojej babci, ani starej jabłonki, ani beztroski
dzieciństwa.
Ten
czas to także zapach pieczonego chleba, który tak bardzo próbowałam odbudować w
moim domu. Zapach, który sprawiał, że dom pachniał domem, ciepłem i miłością.
Pamiętam smak i zapach owoców, jabłek zrywanych z drzewa, i truskawek źle
obmytych z piasku ;) Nie dającego się zerwać rabarbaru, zawsze słodko kwaśnego.
Słodkich ciepłych od słońca pomidorów.
Powrót do domu oznaczał
wspólne wcinanie frytek czy popcornu ze znajomymi przy niekończących się
debatach na tematy nieznane.
I święta, uroczystości
rodzinne, kiedy w domu rozchodził się zapach pasty do podłogi, przyćmiony
zapachem świeżo pieczonego sernika, krokietów, gulaszu. Wspólne przygotowywanie
sałatek, plotki z mamą, siostrą, babcią ciotkami nad stolnicą, przy mieleniu
sera i smażeniu naleśników. Nie kończące się rozmowy o wszystkim i o niczym.
A potem wspólne
pałaszowanie wśród śmiechów, rozmów, przekrzykiwań się drobnych sprzeczek i
naszego dziecięcego harmidru.
Liceum
I nastał czas wyjazdu do
szkoły. W miejsce zapomniane przez świat, w miejsce, w którym nie wynaleziono
jeszcze jedzenia, przynajmniej w przekonaniu mojej mamy. Kraków. Piątkowe
powroty do domu, którym wtórowały przerażone okrzyki mamy, babci i pozostałych
kobiet należących do wspólnoty rodzinnej pt: „Boże jak ty wyglądasz”,
generowały kolejne śniadania, drugie śniadania, obiady, obiadki, podwieczorki i
desery kolacje, i kolacje spóźnione, a wieczorem przy filmie przekąski. Coniedzielne
powroty do internatu opatrzone siatkami z „wałówką” i wieczorne spotkania z
koleżankami, kiedy na stół wypływały dary z domów rodzinnych i w przerwach
miedzy pałaszowaniem kolejnych łakoci snułyśmy plany na kolejny tydzień,
opowiadałyśmy sobie o minionym weekendzie w domu.
Potem pierwsze randki
opatrzone pizzą, ciastkami, lodami i powroty do internatu gdzie jeszcze z wypiekami
na twarzy pośród odgłosów chrupanych paluszków zdawałyśmy koleżanką relacje ze
spotkania.
Jak dobrze, że wiedza o
grzesznym jedzeniu wieczornym nie była wtedy tak rozpropagowana jak dziś.
Studia
Studia a wraz z nimi
całkowity upadek cywilizacji kulinarnej. Szczytem finezji kulinarnej stały się
zupki z proszku i gotowe sosy do makaronów. Na jedzenie czasu nigdy nie było,
nauka, imprezy. Życie szybkie w biegu, pełen speed aż stało się …
Nowy dom
W drzwiach mojego życia
jedzeniowego staje ten jedyny. Zaczynam przeszukiwanie książek
kucharskich, kuchenne eksperymentowanie w myśl zasady „Przez żołądek do serca”.
Wspólne gotowanie i satysfakcja, kiedy mu smakuje. Leniwe, beztroskie chwile
posiłków, wspólne karmienie się smakołykami, dzielenie się jedzeniem
I trzęsące się ręce,
kiedy przygotowywałam pierwszy obiad dla przyszłych teściów. Jak z tego
doświadczenia wyszłam z wszystkimi palcami? Do tej pory nie wiem.
A potem nastał czas
ciąży. Hołdy składane wielkobrzuchemu bóstwu. Dary znoszone z pożywianie z
nieukrywaną satysfakcją układane przed Wielkim Brzuchem.
Teściowie przynoszący w darze cielęcinę i wątróbkę, rodzice z koszami owoców i
warzyw i mąż przynoszący pączki, śledzie, batony, ogórki kiszone, torciki i
morele, babeczki i kapuśniaczki. I wszyscy uważnie obserwujący czy
wielkobrzuszne bóstwo nie zażyczy sobie czegoś jeszcze. Wzdychania babć i ciotek, wróżenie na temat
płci potomstwa i jego rozwoju na podstawie tego co zjadłam.
Co jeszcze?
Jeszcze kurczak
marynowany w miodzie i cytrynie na każdą rocznicę ślubu, oczekiwany już na
długo przed rocznicowym obiadem. Śniadania do łóżka, które przynosił mi mąż
wpuszczając do pokoju światło poranka. Pikniki rodzinne, przedłużające się w
nieskończoność kolacje, wypady na pizzę, obiadki u mamusi, kolacje z
przyjaciółkami, kebaby o północy i szarlotki, pojawiające się na stole jako mój
główny sprzymierzeniec w negocjacjach …
Czy jakikolwiek z tych
posiłków był odpowiedzią na głód, raczej nie. To jedzenie to miłość, opieka,
poczucie wspólnoty, akceptacji, to w końcu walka o kogoś, zabawa, chwila
wytchnienia. To wspomnienia, przeżycia, które współtworzyły moje życie…