sobota, 22 lutego 2014

I że Cię nie opuszczę, aż do śmierci…



Dieta z łac. sposób życia, oznacza ni mniej ni więcej, jak to, że towarzyszyć nam będzie do grobowej deski. Warto wiec zastanowić się nad nią, zanim wypowiemy sakramentalne tak. Szczęście, że dietę teoretycznie szybciej i łatwiej można wymienić niż partnera, ale czy na pewno? Partnerowi wystarczy wystawienie bagażu za drzwi, a co z dietą? Z zmianą diety nie pójdzie nam tak łatwo.
Pragnę zwrócić uwagę, że dieta (sposób życia) to nie tylko sposób jedzenia. Biorąc do ręki kolorowe czasopismo z kolejną dietą cud, zakładamy, ze wystarczy zrobić jak piszą tydzień lub dwa i staniemy się piękne zgrabne i powabne.  Przede wszystkim nie ma tak lekko. Ilość i jakość pożywienia, które sobie dostarczamy to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Nasz styl życia, kształtujemy latami, kształtowały je nasze matki i babki i nieżyjący przodkowie, którzy w spadku zostawili nam pewne trwale nawyki zwane tradycjami rodzinnymi. Tradycje te sprawiają, że każda rodzina jest wyjątkowa, ale nie zawsze mają dobry wpływ na nasze zdrowie. Klasycznym przykładem jest dom, w którym mężczyzna wraca po pracy zmęczony, a jego aktywność przez pozostałą części doby opiera się na przerzucaniu kanałów w TV i spaniu.  Schemat ten powtarzany z pokolenia na pokolenie zabija naszych panów. Są tez przyzwyczajenia, które wyrobiliśmy sobie sami: świeża drożdżówka kupiona w drodze do pracy, żeby było coś do kawy itp. Działania powtarzane co dzień nie wiedzieć kiedy stają się naszą normą, niekontrolowanym odruchem już bardzo trudnym do oduczenia.  Dlatego, aby zmienić się musimy podjąć ten pierwszy krok wyrwania się ze zgubnych przyzwyczajeń.  A kiedy ominiemy cukiernię następnym razem będzie nam już łatwiej. 
Pracując nad swoją dietą nie możemy zapominać o ruchu. Aktywność fizyczna perfekcyjnie zastąpi czekoladę prowokując wydzielanie się endorfin (naszych hormonów szczęścia). Za to skutki długofalowe są dużo przyjemniejsze. Nie wiem jak wam, ale mi większą przyjemność sprawia oglądanie ciała osoby uprawiającej regularną aktywność fizyczną, niż osoby regularnie pałaszującej czekoladę. Kolejnym krokiem jest zadbanie o higienę psychiczną. Skoro nie możemy wyeliminować z życia stresu postarajmy się znaleźć inne sposoby radzenia sobie z nim niż sam na sam z lodówką (barkiem) wieczorową porą.  I w końcu znajdźmy te dietę, którą będziemy w stanie kochać do grobowej deski. Taki sposób odżywiania, który nie tylko zadba o potrzeby naszego organizmu, ale też będzie dla nas smaczny i przyjemny, w końcu ma nam towarzyszyć bardzo długo.
I jeszcze jedno. Nie szykujcie się na rewolucję.. drogę tę przemierzajcie krok po kroku, ale zawsze ku lepszemu.

piątek, 14 lutego 2014

Kochaj albo żuj




Walentynki 2014- kolejne kontrowersyjne święto. Kto je lubi? Słyszę czasem opinie, że nie powinniśmy obchodzić, bo to święto sztucznie ściągnięte z USA. Bawią mnie ci wrogowie kapitalizmu. Bądź co bądź Szekspir w Hamlecie opisywał dzień św. Walentego:
"Dzień dobry, dziś święty Walenty,
Dopiero co świtać poczyna,
Młodzieniec snem leży ujęty,
a hoża doń puka dziewczyna.
Podskoczył kochanek, wdział szaty,
Drzwi rozwarł przed swoją jedyną,
I weszła dziewczyna do chaty,
Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną"
ale może i on przelotem krainę kapitalizmu zaliczył. Fakt jeden jest pewny: nie ma znaczenia jakie kontrowersję budzą w nas walentynki. Zatrważające jest to jak złośliwie potraktowała nas  w tym wypadku matka natura (pisząc nas mam tu na myśli klasycznych podjadaczy i zajadaczy, który każdy kęs skutecznie osadza się w bioderkach). W gruncie rzeczy bycie zakochanym to jedna z najskuteczniejszych metod odchudzania. Zakochani z automatu przechodzą na żywienie się wyłącznie energia gwiazd, tylko czasem dla podkreślenia nastroju, z okazji rocznicy, miesięcznicy czy jakiejś tam wspólnie dziubek przy dziubku skonsumują jedną truskawkę, bo potem już o kolacji zapominają. No i pytam gdzie tu sprawiedliwość w dziele stworzenia. Najwyraźniej zamysł twórcy miał rację bytu tylko do początku uprzemysłowienia społeczeństwa, teraz przydałoby się jakieś nowe stworzenie (ewentualnie zainstalowanie jakiś aktualizacji). Jako kobieta stwierdzam, że nie chce mi się jeść ( a wiec mam szansę dojść do 36) gdy już mam kogoś, no tak , ale gdy nie mam… Gdy nie mam kogoś mam jeszcze lodówkę. Szkoda tylko, ze moja miłość do lodówki coraz bardziej dyskredytuje możliwość zdobycia miłości tego pana ;/ Jedynym pocieszeniem jest fakt, że nie tylko płeć piękna zajada swoje smutki, samotność, poczucie beznadziei, nudę.  Jedyną różnicę stanowią nasze smaki. Z badań pana Wansika, wynika, że i kobiety i mężczyźni zajadają swoją samotność (i inne emocje), natomiast sposób zajadania (i smaki) są już zupełnie różne. Kobiety jak wykazuje każda rasowa amerykańska komedia romantyczna w zakresie swoich pocieszaczy mają: ciastka, lody, torciki itp. Natomiast mężczyźni: pizzę, spaghetti, befsztyka itp. Jedne i drugie danie zapewnia nam spora ilość węglowodanów i tłuszczów, czym dyskretnie wprowadzamy się w stan lekkiej ekstazy, po produkcji endorfin. Wansik jednak nie odpuszcza tak lekko, dlaczego tak różnią się te zachcianki, z jego badań wynika, że mężczyźni po spożyciu tych potraw czują się znów zaopiekowani, wracają miłe wspomnienia, w których matka kochała ich bezwarunkowo i otaczała opieką. Z tej też przyczyny niekochana kobieta wybiera ciasteczka i lody, niż porządkowanie kuchni po przygotowaniu posiłku.

Z okazji Walentynek, życia usłanego truskawkami życzę ;)