Nie znam
osoby, której święta kojarzyłyby się jednoznacznie. Czas świąteczny to zawsze balansowanie
na cienkiej linii pomiędzy miłością, a nienawiścią. Kochamy to poczucie
bliskości, rzadko, aż tak manifestujące się w codziennym zabieganiu. Święta stanowią
idealny moment, aby się zatrzymać, rozleniwić, po prostu się cieszyć byciem
blisko, cudem narodzin Zbawiciela dla wierzących, lub cudem matki natury, przesilenia
słonecznego dla ateistów, agnostyków i reszty tej masy, kolejnymi dwoma dniami
wolnymi od pracy, dla tych zmęczonych. Dlatego nie warto psuć sobie tego dnia
głowieniem się nad swoją dietą. Nie warto głodzić się niemiłosiernie „robić
sobie miejsce” na kolację. Tak
wyposzczeni i głodni z pewnością rzucimy się na jedzenie, a nie znam lepszego
pocieszyciela, gdy gnębią nas wyrzuty sumienia z powodu obżarstwa niż kolejny
kawałek ciasta. Cieszmy się posiłkiem, dzielmy się nim. A po skończonej kolacji
odejdźmy od stołu. Zajmijmy się sprzątaniem. A na plotki rodzinne usiądźmy
strategicznie. Przede wszystkim jak najdalej od stołu, gdzie każde wstanie,
przedefilowanie przed zebranymi w celu upolowania kolejnego kawałka ciasta nie
jest ani wygodne, ani miłe. A najlepiej jeśli na trasie my –stół znajdzie się
jakaś troskliwa dusza, która nie omieszka zapytać „Po co idziesz?”. No
oficjalne przyznanie się przed gremium to już nie lada wyzwanie.
Tyle wystarczy
i my sobie odpuśćmy w te dni…
A wszystkim życzę, aby ten czas świąteczny stał się dla
was magiczny. Jak mawiał Jung „odwieczny rytuał zatrzymany w czasie” dał wam chwilę
zapomnienia :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz